JAK SIĘ BAĆ, BY ŻYĆ

Autorka: Mira Marszałek

Napisano już wiele cennych artykułów jak wspierać dzieci w wieku szkolnym i jak pomóc im minimalizować stres.

Sytuacja, w której znalazł się świat, a my razem z nim, niesie ze sobą dużo niepokojów i lęków. Na pewno są one uzasadnione, bo chodzi o nasze zdrowie i nasze życie. Jednak nie lubimy tego uczucia, nie lubimy uczucia lęku i strachu. Najczęściej w takich sytuacjach sami mówimy i słyszymy od innych: nie ma się czego bać. Albo nie mówimy lecz próbujemy żyć tak jakby nie było się czego bać. Moje słowa dzisiaj chcę skierować do rodziców i opiekunów małych dzieci, które nie chodzą jeszcze do szkoły. One również potrzebują wsparcia i równocześnie same dają nam wskazówki, jak my dorośli mamy się obchodzić z lękiem.

Strach jest ważnym uczuciem. Gdyby tak nie było, w świadomości zbiorowej nie powstałaby baśń: "O jednym takim co wyruszył w świat, by strach poznać". Baśń ta, zapisana przez braci Grimm, spieszy do nas z ważnym przesłaniem: strach jest niezbędny do życia.
W sytuacji, jakiej doświadczamy dzisiaj, gdy martwimy się o siebie i naszych bliskich, czy też o nasz byt w przyszłości - strach budzi się w sposób naturalny. Jest nieprzyjemny, bywa paraliżujący i naszym odruchem jest go jakoś zlikwidować. Strach może jednak stać się bramą do naszego potencjału, do pokładów naszej życiodajnej siły, która pozwoli nam odnaleźć się w tej obiektywnie trudnej sytuacji. Strach i lęk nie są więc wartością same w sobie, ale mogą stać się drogą do zdobycia siły, która pozwoli nam wzrosnąć i wyposaży nas we wszystko, czego potrzebujemy, by poradzić sobie z różnymi życiowymi wyzwaniami. A zatem – w doświadczeniu strachu i lęku chodzi o to, co możemy dzięki nim zdobyć.

A wracając do baśni: nasze dzieci bardzo dobrze ją znają, chociaż nikt im jej nie czytał. Baśń ta jest ich naturalnym ‘wyposażeniem’, dziedzictwem zbiorowego doświadczenia wielu pokoleń. Jeśli tylko jako dorośli jesteśmy w stanie nadać granice naszemu osobistemu lękowi, nasze dzieci nie będą żyć w wielkim strachu i napięciu, które dezorganizują ich funkcjonowanie. Przeciwnie - w zabawach, w malowaniu, lepieniu, wycinaniu, układaniu piosenek, wierszyków, opowieści – będą szukać rozwiązań. Celem tych działań będzie takie zbudowanie i zorganizowanie osobowości, by wzmocniona, mogła odnaleźć się w tym ogarniającym nas wyzwaniu.

Strach jest ważny...nadać mu granice...no to w końcu o co chodzi!? Ktoś zapyta: no to bać się czy się nie bać!?

Oczywiście nie chodzi o to, by strach nas paraliżował, by przejmował nad nami władzę. Przeciwnie, chodzi o to byśmy to my mieli go pod kontrolą, byśmy nadali mu granice. Strach i lęk oswaja się jak się dzikie zwierzę. Dobrze to wiedział trzyletni Zbysio, gdy podchodził z kartką papieru i kredką do kolejnych dorosłych i jak mantrę powtarzał: "nalysujesz mi smoka?!" "Zbysiu - mówili kolejni dorośli - smoków nie ma". Ale Zbysio ‘wiedział’, że są! Szukał tylko dorosłego, który by mu go narysował. Aż trafił na wujka, który powiedział: "no dobrze, ale czy ty nie będziesz się go bał?". Zbysio wskoczył wujkowi na kolana i zakrzyknął: "no będę!, lysuj!". Zbysio wiedział, że strach trzeba oswoić i że może to zrobić na kolanach wielkiego wujka.

Znamy wiele takich baśni, bajek, opowieści o wyprawach rycerzy, którzy wyruszają, by stoczyć walkę ze smokiem. Co to znaczy wyruszyć na wyprawę, na spotkanie ze smokiem teraz?
By być oparciem dla naszych dzieci, najpierw my dorośli sami musimy przyznać, że się boimy, że jest jakiś smok, z którym mamy stoczyć walkę. A później poszukać ‘wielkich kolan’, które będą nam oparciem w tej wyprawie. Czym są ‘wielkie kolana’?

Dla jednych będzie to zanurzenie się w świecie własnych wartości. Wówczas możemy pomyśleć o tym, na co zawsze brakowało nam czasu i ciągle za tym tęsknimy. Może teraz warto to odszukać, dobrze nazwać i dać sobie na to czas.

I spójrzmy czy tak właśnie nie robią nasze dzieci, czy nie są zanurzone w tym co dla nich jest najważniejsze: młodsze się bawią, starsze grają z kolegami on-line, tkwią w niekończących się rozmowach z koleżankami przez różne komunikatory...

Inni będą szukać wsparcia w relacjach (to będą dla nich owe "wielkie kolana"): strach dzielony z innymi rozpada się na cząstki i łatwiej nadać mu granice. Np. poprzez refleksję: czego tak naprawdę się boję, o co się boję, co boję się stracić? Tak konkretnie. To ważne, by sobie odpowiedzieć na te pytania, bo w tym lęku są ukryte nasze wartości, nasze skarby, które boimy się utracić. Gdy je nazwiemy - już je zyskujemy.

I znowu spójrzmy na nasze dzieci, szczególnie te małe, czy w ich zabawach nie pojawiają się śmiałkowie idący konsekwentnie po ukryty skarb. Ale najpierw muszą stoczyć walkę ze smokiem, jak Zbysio, najpierw potrzebują się nauczyć mądrze bać. W baśniach śmiałkowie pokonują smoka i przejmą jego siłę. Z tą siłą dotrą do skarbu. C. G. Jung mówi że ten skarb leży w centrum naszego życia psychicznego i całości psychiki. Ten skarb to Jaźń. Zdobyć skarb do zdobyć dostęp do naszego potencjału osobistego jak również dostęp do zasobów płynących ze zbiorowego doświadczenia ludzkości.

Nadać granice naszym lękom to także uświadomić sobie, na co mam wpływ i to robić. Np. stosowanie sposobów minimalizujących rozszerzanie się choroby. Odosobnienie rodziny może być trudnym wyzwaniem ale jest też okazją do poszukania tego, co możemy, co chcemy razem zrobić. To okazja do poszukania i uruchamiania potencjału tkwiącego w naszej konkretnej Rodzinie.

Gdy to robimy, wtedy uczymy nasze dzieci poszukiwania wpływu i sprawczości by nie "tonąć" w "nie możliwe, nie mogę..." To na co nie mamy wpływu również istnieje. Warto to nazwać i zwolnić się z poczucia winy, że nie daję rady. Nie warto jednak skupiać się tylko tej część naszej rzeczywistości, która jest ograniczeniem, bo nie jest to wówczas pełna rzeczywistość.

I po raz kolejny spójrzmy na dzieci, jak niestrudzenie szukają rozwiązań, czasami zbyt prostych, nie przystających do naszego dorosłego świata, czasami nierealistycznych bo jeszcze nie wiedzą jak funkcjonuje stworzony przez nas świat. Ale szukają rozbawiając nas lub irytując swoimi pomysłami bo ‘wiedzą’, że choroba, cierpienie, pandemia - także należą do życia. A trudne uczucia, które się budzą, niosą duży ładunek energii do odnalezienia się w tej granicznej sytuacji. Idąc tą drogą mamy szanse na odnalezienie skarbu.

Gdy uczuć jest tak dużo, że czujemy się zagubieni we własnym świecie wewnętrznym lub one nas paraliżują, warto poszukać pomocy kogoś, kto pomoże nam z tego chaosu lub zatrzymania przejść do poszukiwania naszej życiodajnej siły, którą C. G. Jung nazwał Jaźnią.


Bunt, zniechęcenie, szukanie winnego

Autorka: Mira Marszałek

 

W naszej podróży ku Jaźni wiemy już jaką rolę pełni strach - pomaga nam odkryć to co dla nas ważne. Jednak często robiąc to odkrycie nie sięgamy do źródła. Co nam przeszkadza? Jaki kolejny potwór rozsiadł się na naszej skrzyni ze skarbami?

Kiedy pracuję z dziećmi w piaskownicy (taca z piaskiem w moim gabinecie), one często wkładają do niej miniaturę skrzyni (takiej jak z opowieści o skarbach piratów) i poważnym, pełnym grozy głosem informują mnie, że nie można jej teraz otworzyć, gdyż strzeże jej wąż. Jeśli w postrzeganiu dziecka nie pojmuję wystarczająco powagi sytuacji, słyszę: "tu jest wiele węży!!!" Jaki wąż broni nam dostępu do naszej Pełni, do naszej Skrzyni ze skarbem naszego potencjału? Jak go pokonać?

Ktoś może powiedzieć: "Ale jak to! Dopiero była sprawa ze smokiem, jeszcze dobrze nie poświętowaliśmy zwycięstwa a już trzeba rozprawiać się z wężami!!!???" Pojawia się bunt, zniechęcenie do dalszej drogi, szukanie winnego tej sytuacji, teorie spiskowe. W głowie zahuczy: "to wszystko jest bez sensu!". Ten czas jest bardzo ważny, jednak pozostawanie w nim zbyt długo sprawi, że doświadczymy rozgoryczenia, stagnacji i czegoś w rodzaju „taplania się we własnym błotku”. Jak więc wyjść z tej sytuacji?

Zawsze gdy jest trudno warto sięgnąć do baśni. Tak wiec dziś, TERAZ, zapraszam do baśni „ Żabi król” zapisanej przez Braci Grimm.

(Drogi Rodzicu, jeśli nie znasz tej baśni, zachęcam do przeczytania jej teraz i koniecznie w wersji oryginalnej, by móc podążać za dalszymi treściami artykułu.)

„Wchodzimy” więc w świat tej baśni.

I kogóż my tu mamy: królewnę tak piękną, że „aż słońce dziwuje się jej urodzie”. Siedzi ona na brzegu studni i podrzuca złotą kulę. Przyznacie, że nie jest to zajęcie, które by sięgało szczytów ambicji. Jazda konna, akrobatyka, robotyka, taniec... rozumiem. Ale podrzucanie kuli!!!??? Możemy sobie wyobrazić jak bardzo jest znudzona. Nie musimy też bardzo wysilać naszego intelektu by przewidzieć, że za którymś razem kula wpadnie do tej studni. I stało się! A kula jest złota! Tak więc królewna rozpłakała się rzewnie. Straciła złotą kulę. No tak, możemy powiedzieć, trzeba było nie rzucać! Zawsze mamy w takiej chwili kilka ”złotych” rad w stylu: jak się nudzisz to zajmij się czymś pożytecznym... wymyśl coś i daj światu (ojcu, matce) odpocząć…

Jednak wiemy, że w baśniach nic nie dzieje się przypadkiem, każde wydarzenie ma sens.

Pomyślmy, czy ta baśń nie dzieje się właśnie w naszym życiu? Czy to nie my właśnie straciliśmy naszą złotą kulę? Nasz świat wypełniony konsumpcją, kreowaniem potrzeb i powinności nagle stracił sens. Oczywiście nadal mogę kupić sobie np. kolejną torebkę, kolejną parę butów „przez internet” i przejść się z salonu do przedpokoju… ale… No właśnie: ale… nasz dobrze zorganizowany świat, dający poczucie bezpieczeństwa zbudowane na przekonaniu, że nasza cywilizacja chroni nas przed „ciemnością, ogniem, głodem i wojną” (światła neonów, służby porządkowe, catering, wojsko) właśnie zachwiał się. Czytając i słuchając wiadomości, momentami wydaje się, jakby ten świat ktoś zdmuchnął jak świeczkę, w zaledwie w kilka tygodni… Złota kula wpadła do studni. STRATA.

I cóż… płaczemy rzewnie z naszą królewną! Czy to nie cudowne, że nie jesteśmy sami w tym płaczu!? Czy to nie cudowne, że poprzez baśń jesteśmy połączeni z pokoleniami naszych przodków i RAZEM płaczemy?

Jednak królewna nie płacze zbyt długo, gdyż na ratunek spieszy „błotochłap”. Żaba nurkuje w studni i wyciąga złotą kulę dla królewny.

Rozejrzyjmy się dookoła i nastawmy uszu, czy nie słychać już jakiegoś człapania, kumkania, rechotania. Żałujemy świata, który runął, w którym dobrze poruszaliśmy się, który dawał nam poczucie bezpieczeństwa poprzez rutynę. Jednak zastanówmy się, czy nie odczuwaliśmy pewnej nudy… niedosytu… zawodu…? Czy nie wypełniliśmy tego miejsca ciągłym oczekiwaniem: jak dziecko zacznie samo chodzić to… jak dziecko pójdzie do przedszkola to… jak pójdzie do szkoły to… jak pójdzie na swoje… jak pójdę na emeryturę...

A czas mija i złota kula moczy się w studni.

Więc może warto, razem z królewną, przyjąć warunki podyktowane przez „błotochłapa” a on zwróci nam złotą kulę. By tak się stało musimy go wpuścić do swojego życia.

Kiedy siedzimy w izolacji, zamknięci na małej przestrzeni, pozbawieni wypełniaczy z zewnątrz, głośno dochodzą do głosu nasze uczucia. Najgłośniej te, których nie za bardzo lubimy. Wówczas obdarzamy nimi innych: tak mnie straszysz… tak mnie irytujesz… tak mnie drażnisz...Wokół nas zaczyna się pojawiać wiele żab, które chlapią, kumkają, rechoczą. Spróbujmy ich nie oddelegować do naszych domowników. Spróbujmy je przyjąć do naszego pokoju, miejsca przy stole, pozwólmy im jadać z naszego talerza... - tak jak zrobiła to królewna. Choć, jak wiemy, nie była z tego zadowolona. Przyglądajmy się tym naszym nielubianym uczuciom.

Co mnie drażni ? Co mnie irytuje? Co mnie nudzi? Czego mi brakuje a czego mam za dużo? Co mam nie tak, jak chcę mieć? Na co godzę się, a wcale mi to nie pasuje, nie czyni mnie szczęśliwym /szczęśliwą, bo jest zbytnim dostosowaniem do oczekiwań społecznych. Co sprawia, że jestem tak „piękną królewną, że nawet słońce się dziwuje”, ale moja energia życiowa się zagubiła, zatraciła, wpadła do studni, więc nie mogę realizować swoich pragnień i pasji?

Co robi królewna w takim momencie? Pozwala sobie na złość. Pozwala sobie na niezgodę na tak niewygodną sytuację. Baśń zapisuje to w obrazie rzucenia żabą o ścianę. I co się dzieje gdy otwiera oczy? Nie ma żaby rozmazanej na ścianie - przed nią stoi piękny królewicz!

A piękny królewicz (Jung zapewne nazwałby go Animusem/Animą) bierze nas za rękę i prowadzi w refleksje i poszukiwania: co chcesz zmienić w swoim życiu? Do czego nie chcesz powracać? Jakie skostniałe przekonania o sobie, o świecie, o życiu chcesz rzucić o ścianę? Co ten czas zatrzymania wnosi w Twoje obecne życie? Może już odkrywasz jakąś nową jakość, na którą nie pozwalałaś/ pozwalałeś sobie do tej pory. Może jakiś królewicz, wcześniej zaklęty w żabę, właśnie odczarowuje się w Tobie i objawia jako nowa jakość. Pozwólmy sobie na ten czas refleksji, wglądania w swoje wnętrze i poszukiwania sensu swoich emocji, nawet tych najbardziej nielubianych.

Gdy przejdziemy tę drogę, wówczas odzyskamy nasza złotą kulę – Jung nazwałby ją Pełnią. Pełnią naszego Ja, naszej osobowości. Odzyskamy także złotą kulę swojego rodzicielstwa.

Po przejściu tej drogi we własnym wnętrzu, będziemy już wiedzieć, jak wspierać swoje dziecko. Jak wspierać dziecko, które krzyczy ”bez sensu”, obraża się o „byle co”, zachowuje się nie racjonalnie, jest chimeryczne, nie wie czego chce, krzyczy, tupie, może nawet pluje i macha energicznie rączką jak maczugą.

Teraz już będziemy wiedzieć, że nasze dziecko właśnie doświadcza zagubienia siebie w gąszczu naszych dorosłych pomysłów. Naszych pomysłów na fajny dzień, na fajną zabawę, na to co i jak się powinno, by być grzecznym. Bardzo dobrych, bardzo ciekawych pomysłów…jednak Naszych! Teraz będziemy już wiedzieć, że świat zewnętrzny osacza nasze dziecko i ono zagubiło swoją złotą kulę. Teraz będziemy mogli je naprawdę rozumieć. A wówczas poczujemy silnie, że to co mamy do zrobienia nie leży w słowach, tylko właśnie w tym autentycznym rozumieniu jego wewnętrznego świata. I z tego rozumienia możemy pomóc mu ten świat  eksplorować i razem z nim poszukiwać, po co tak krzyczy, po co tak tupie i co chce przepędzić pluciem, machaniem rączkami jak kijkami samobijkami.

Kiedy prowadziłam grupę 2 latków przygotowujących się do przedszkola, pewnego dnia dwoje dzieci, które używały jeszcze swoistej mowy, zaczęło głośną kłótnię. Po chwili wsłuchania się w nią, zarówno ja jak i obecni na sali rodzice, zorientowaliśmy się że dzieci kłócą się o to, co to znaczy być w sali i poza salą. Dyskusja rozgorzała po wprowadzeniu przeze mnie zasady, że w sali wolno krzyczeć a poza salą już nie, gdyż to przeszkadza innym użytkownikom budynku. Dyskusja dotyczyła tego, czy bycie za progiem sali już oznacza bycie „poza salą”. Czyli: gdzie jest granica sali. Dzieci same doszły do ustalenia. To co pozostało nam, dorosłym, to towarzyszyć im w tym odkrywaniu i ustalaniu, gdzie jest granica sali.  Myślę, że taka właśnie jest droga, nas dorosłych, w radzeniu sobie z dzieckiem w sprawie buntu, złości, znudzenia: pomagać ciągle na nowo odkrywać i ustalać jego wewnętrzne granice. Bo w tych granicach mieszkają jego pragnienia, marzenia, jego potencjał - jego złota kula. A złość mówi, że granice te zostały przekroczone, pogwałcone, opuszczone - czyli sytuacja jest nie rozwojowa - złota kula wpadła do studni i trzeba ją wydobyć.